Nasz zespół

Nazywam się Sławomir Dębski. Ukończyłem Uniwersytet Pedagogiczny na kierunku biologia z chemią, biologia z przyrodą. Jestem współzałożycielem Gabinetu diagnostyczno terapeutycznego Biobalance Clinik Dębski & Janik. Od zawsze fascynowałem się tą dziedziną nauki jaką jest biologia. Może dla kogoś będzie to dziwne ale od najmłodszych lat bawiłem się i oglądałem małe pędraki i robaki. Dlatego finalnie moje dwie prace naukowe zostały napisane z mikrobiologii oraz parazytologii. Ta druga w bardzo dużym stopniu pomogła również mojemu obecnemu wspólnikowi w dojściu do zdrowia, ponieważ chorował na ciężką postać boreliozy, a moja praca właśnie była o tej chorobie i kleszczach, które między innymi roznoszą bakterie powodującą powyższą jednostkę chorobową. W moim Gabinecie razem z naszym całym zespołem staram się w sposób holistyczny pomóc naszym klientom w dojściu do zdrowia, poprzez edukację żywieniową, zasady jakie powinno się przestrzegać aby w jak najmniejszym stopniu doprowadzać do zakażenia różnymi patogenami.

 

Nazywam się Wojciech Janik. Ukończyłem studia pierwszego i drugiego stopnia na kierunku biologia z różnymi specjalizacjami, między innymi biologia eksperymentalna. Jestem osobą wyważoną, na początku nie ufną jak nie wierny Tomasz. Obecnie jestem holistą, terapeutą, mikrobiologiem, wsparciem psychicznym dla moich klientów, oraz współzałożycielem Gabinetu Diagnostyczno – terapeutycznego Biobalance Clinic Dębski & Janik. Moje doświadczenia z medycyną naturalną zaczęły się pond dwanaście lat temu… a więc do rzeczy… Uważam ,że muszę podzielić się swoją historią, która w wielu przypadkach jest podobna do sporego grona ludzi. Może kogoś zainspiruje doda otuchy. Dzień ten pamiętam bardzo dokładnie. Sierpniowe lato, pomagałem mojej mamie w gospodarstwie obierać plantację aronii i nie było by w tym nic nadzwyczajnego, każdy pomaga swoim rodzicom. Następnego dnia obudziło mnie swędzenie i okazało się ,że mam wbite po dwa kleszcze przy kostkach u jednej jak i drugiej nogi oraz dwa wbite w sutku na piersi. Oczywiście je sobie wyciągnąłem i zapomniałem o całej sprawie. W październiku zaczęły się studia, przed zajęciami zawsze odwiedzałem pływalnie i saunę dla lepszego samopoczucia i zwiększenia kondycji. W niedzielny poranek znowu obudziło mnie swędzenie na nodze a moim oczom ukazała się czerwona pierścieniowata zmiana. Myślałem że to zmiana alergiczna po chlorze z basenu. Nazajutrz udałem się do lekarza pierwszego kontaktu. On uświadomił mi, że to jest objaw choroby boreliozy spowodowanej od ugryzienia kleszcza, dopiero wtedy połączyłem kropki. Lekarz dał skierowanie do szpitala na badanie i wypisał antybiotyk na miesiąc. Wynik badania był negatywny, ale lekarz zakaźnik stwierdził, że w przypadku rumienia należy przyjmować antybiotyk. W intrenecie poczytałem, że warto taki antybiotyk przyjmować dłużej, dla lepszej skuteczności, korzystając z okazji, że mam siostrę pielęgniarkę taki antybiotyk zażywałem do końca roku. Generalnie ja jeszcze szczypiorek zielony na wiosnę, nie zdawałem sobie z niczego sprawy. Antybiotyk skończyłem i chciałem wejść w Nowy rok pełny planów oraz z zamiarem spełnienia swoich zamierzeń. Niestety… od połowy stycznia zacząłem być dziwnie zmęczony mimo, że potrafiłem przespać 10 godzin, pojawiła się u mnie niechęć to wszystkiego i od czasu do czasu miewałem dziwne bóle, a to w kręgosłupie, a to bolały kolana, a to dziwny ból rozpierający biodra. Na początku tłumaczyłem to sobie zmianą pogody, pracą w gospodarstwie. Ból zaczynał dokuczać na tyle, że lekarz POZ dał mi skierowanie do reumatologa. Specjalista kazał prześwietlić stawy i zdiagnozował reumatoidalne zapalenie stawów. Kazał również powtórzyć badanie na boreliozę .Wynik znów okazał się negatywny. Przepisał stosowne leki. Po jakimś czasie zacząłem odczuwać spore lęki(teraz wiem jak to nazwać) niepokój, na zmianę odczucia zimna i wybuchów gorąca oraz przyspieszoną akcje serca, taką, że wydawało mi się że za nie długo wyskoczy z piersi….pieczenie stóp, swędzenie skóry. Oczekiwanie na kardiologa, holter… nic nie wykazały. Moja siostra „ załatwiła” wizytę w Krakowie u lekarza internisty. Zaczęto badać mnie i moją krew i finalnie zdiagnozowano u mnie przewlekłe zapalenie mięśni, które nazywa się fibromialgii. Kolejne leki… pomyślałem jestem już w domu wiem co mi jest biorę leki wyleczy się będzie ok. Zaczynałem mieć spore problemy z pamięcią, zawieszenia, otumanienia, ktoś do mnie coś mówił a ja nie byłem w stanie się skupić, żeby odpowiedzieć konstruktywnie. Sam się zastanawiam jak ja w tym okresie zdałem sesje na studiach. Leki przepisane przez lekarzy zaczęły dawać o sobie znać (skutki uboczne). Ból żołądka, bóle brzucha, biegunki… I na początku leki działały… a coraz to nowsze objawy dochodziły, więc szukałem pomocy u lekarzy tych samych specjalizacji, a nóż widelec będzie miał inne spojrzenie albo inny lek, który pomoże. Kolejny reumatolog stwierdził, że w bardzo szybkim tępię coś zżera mi stawy biodrowe i kolanowe i jeżeli taka tendencja będzie postępowała do 5 lat trzeba będzie je wymienić…wymienić stawy u dwudziestolatka pomyślałem to jakiś absurd! Kolejne skierowania na rezonans magnetyczny w sumie miałem ich 6. Trafiłem do szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Badania krwi i dwóch specjalistów zdiagnozowało u mnie toczeń układowy oraz postępujące zesztywniające zapalenie mięśni kręgosłupa. Co do drugiej diagnozy zaproponowano mi eksperymentalne leczenie, ale się na nie zgodziłem, między innymi skutkiem ubocznym podawania leku mógł być rak węzłów chłonnych, poza tym nie dawali gwarancji czy w ogóle pomoże i w jakiejś części mieli podawać placebo…, a ja potrzebowałem pomocy konkretnej. Ostatni objaw z szeregu innych, które albo wracały albo się utrzymywały to niedowład lewej ręki i lewej nogi. Nie byłem wstanie stanąć nie pięcie, ani nawet porządnie ścisnąć dłoni. Wizyta u neurologa… stwardnienie rozsiane…Ogarniający ból, zmęczenie, i niechęć sięgnęły zenitu. Często po całym dniu na uczelni jak wracałem z zajęć na mieszkanie, ból kolan, bioder i kręgosłupa nie pozwalał w nocy spać, lub jeżeli czułem lekkie już bóle( nazywałem je przepowiadającymi) i nie wziąłem leków przeciwzapalnych i przeciwbólowych to do godziny nie był bym się w stanie ruszyć z miejsca…Trzeba było zaprzyjaźnić się z koleżanką kulą, żeby nie potknąć się na swojej nodze, której miałem niedowład. Mało wylewny byłem, gdy pytano co się stało. Generalnie miałem ochotę skończyć ze sobą, żeby nie być ciężarem dla moich rodziców. Pomysł zrodził się wtedy, kiedy opowiedziałem co mnie boli jakie mam objawy lekarzowi pierwszego kontaktu, pokazałem gdzie byłem jakie badania zrobiłem , które wszystko wykluczały. Stwierdził więc, że jestem hipochondrykiem i zalecił udać się do psychiatry.

Życie zawdzięczam mojemu obecnemu wspólnikowi, z którym razem studiowałem. On wcześniej pracował w medycynie naturalnej i starał się mnie namówić na jak ja to wtedy nazywałem „czary mary”. Chodziło o Test vegatatywno rozonansowy , który potocznie nazywa się biorezonansem. Ja nie miałem już nic do stracenia, tonący brzytwy się chwyta. Zbadał mnie coś tam po uciskał po dłoni i zaczął mówić objawy, a mi potocznie pisząc „kopara opadła”, skąd wie takie rzeczy, o których mało komu się chwaliłem, I tak zacząłem interesować się metodą diagnostyczną i przede wszystkim poznałem odpowiedź na wszystkie moje dolegliwości. Wszystkie zdiagnozowane wcześniej u mnie choroby były tą jedną, którą od początku wykluczano : Borelioza!!!Skupiliśmy się jak to dziadostwo leczyć. Wtedy były dostępne tylko zioła do picia. Piłem więc kilka litrów różnych naparów ziołowych dziennie i cały czas zgłębiałem wiedzę na temat choroby. Sięgając moją jeszcze wtedy słabą pamięcią wstecz uświadomiłem sobie, że choroba mogła być od dawna, wcale nie spowodowana przez ugryzienie kleszczy, ale jak wtedy wyczytałem, a moi współpracownicy opublikowali to później w pracach naukowych, poprzez komary, których nie brakuje w ostatnich latach, meszki, muchy końskie i inne pajęczaki. Dlaczego uważam, że mogłem chorować od najmłodszych lat? Już w podstawówce cierpiałem na bóle kolan i kręgosłupa tylko trochę rzadziej, twierdzono wtedy , że to bóle wzrostowe, a moje przewlekle powiększone węzły chłonne tłumaczono, że taka już moja uroda. Już wiedziałem dlaczego tak często wyniki badań z krwi są fałszywie ujemne, dlatego do dziś na badania „sikam ciepłym moczem”, oczywiście nie wszystkie, ale głównie te mikrobiologiczne. Teraz wiem, że mikroorganizmy działają instynktownie i wchodzą tam gdzie mają „papu”, czyli tkanka chrzęstna kostna, nerwowa, a do krwi wchodzą na końcu gdzie są wykrywane na podstawie wolno krążących przeciwciał, o ile się one wytworzą lub nie połączą się z mikroorganizmem w celu jego zwalczenia. Wiedzieliśmy, że ta cholera i inne żyjątka , które sprzedały mi kleszcze mogą siedzieć tak głęboko, że nawet picie ziół nie pomoże ich wytępić. Mówiono coś gdzieś o tubie plazmowej, dla mnie było to pojęcie znowu nowe, abstrakcyjne. Marzenie, żeby z czegoś takiego skorzystać lub mieć… Czego nie robi się dla własnego zdrowia skoro jest cień szansy. Po roku marzenie stało się faktem i udało nam się kupić Generator Plazmowy Rife’a. Maszyna działa w ten sposób, że programując ją odpowiednią częstotliwością, na której bytuje rozwija się i rozmnaża dany mikroorganizm pozwala na jego usunięcie poprzez między innymi zaburzenie metabolizmu i wprawienie błony biologicznej powodując jej rozerwanie i jego śmierć. Częstotliwość w postaci fali eletroakustycznej na tyle dużej mocy, pozwalającej wniknąć i przeniknąć nasz organizm na wylot. Zaczęliśmy naświetlania metodą prób i błędów częstotliwościami, a wyznacznikiem był mój wyczulony organizm na daną falę, czasem taki nie do wytrzymania. To dało nam też obraz jak długo daną częstotliwość puścić, jak to zrobić gdyby bakteria zmutowała czyli zmieniła „swoje nadawanie”. Żeby mieć pewność, a nie błądzić po intrenecie zdecydowaliśmy się też kupić z kanadyjskiego laboratorium certyfikowane częstotliwości. Rok picia ziół i suplementacji, niecały rok metod prób i błędów zaowocowały, bo tak jak na początku pisałem, raczej jestem nie ufny nowościom, jestem wyważony i póki nie spróbuję i się nie przekonam nie uwierzę, obudziłem się któregoś dnia i stwierdziłem, że tak jakby kamień z serca przestał mi spadł. Wyspany, nie zmęczony, taki lekki. Zostałem zbadany i okazało się, że żywej bakterii w sobie już nie mam. Oczywiście byłem świadomy tego, że we mnie jest pełno trupów inaczej nazwanych toksynami, które muszę z siebie wydalić i przede wszystkim zregenerować to co zniszczyły mi ta bakterie, ale moje samopoczucie już było całkiem inne. W regeneracji prawie dziewięciomiesięcznej pomogły mi między innymi wywary z kości wołowych. Miałem do nich dostęp, ponieważ moi rodzice hodowali jeszcze wtedy bydło. Wszelkie witaminy, którymi karmiła się bakteria powoli powoli zacząłem uzupełniać. I tak od 3 latach chodzenia po specjalistach, roku picia ziół suplementacji i nie całego roku naświetlania, stwierdziliśmy, że jeżeli mi pomogło zaczniemy pomagać w tym ludziom. Nasz Gabinet służy pomocą każdemu, kto o taką pomoc się zwróci. Najgorszemu wrogowi nie życzę takiej drogi jaką ja przeszedłem. Za nie długo nasza firma będzie obchodziła 10 lecie istnienia. Sam nie mogę w to uwierzyć, że czas tak szybko płynie, a moje wspomnienia są tak świeże. Staramy się podnieść na duchu naszych klientów, poradzić według naszej najlepszej wiedzy i wiary. Staramy się podejść do każdego indywidulanie, ale również holistycznie. Dziesięć lat doświadczenia z klientami, a przede wszystkim moje osobiste udowodniło mi, że ile objawów tyle chorób i żadnego nie można zbagatelizować. Wszystko również należy robić odpowiednimi etapami, bo to nie jest sprint i jedna tabletka, jak nauczyła nas telewizja, a maraton, który jeżeli odpowiednio zaplanujemy zaowocuje sukcesem w postaci naszego zdrowia. Chętnie rozmawiam z moimi klientami na różne tematy, aby rozwiać ich wątpliwości. Staram poświęcać im tyle czasu aby moje odpowiedzi ich satysfakcjonowały. Na przestrzeni lat zauważyłem, że bardzo kręci mnie to, że udało mi się komuś pomóc poprzez moje zalecenia i tzw. narzędzia. Uważam, że moja praca, której stałem się pasjonatem poprzez chorobę to nie tylko biznes, ale również misja niesienia pomocy tym, którzy tego potrzebują. Podwójnie ciężko jest, ponieważ idę pod prąd, starając się uświadamiać klientów, że utarte schematy niestety nie zawsze są skierowane w stronę naszego wyleczenia, tylko naszego leczenia lub przeciwnie. Jedna klientka raz powiedziała mi zwrot, który do tego pasuje: „ Pacjent wyleczony, klient stracony”. Ja chcę podążać innym zwrotem lub działaniem: Pomogę Tobie, inni to zauważą, Ty pochwalisz się dzięki komu tak się czujesz, a ja będę miał możliwość niesienia pomocy kolejnym osobom. Szczególnie w dzisiejszym świecie medycyna działa niestety procedurowo a powinna współpracować z medycyną naturalną, bo przecież zdrowie i wyzdrowienie powinno być priorytetem i na pierwszym miejscu, a nie kasa. Moja historia nadaje się na książkę , kto wie może kiedyś taką wydam, ale na ten moment staram się skupić na wykryciu przyczyny złego samopoczucia i w wyeliminowaniu jej u moich klientów, aby w świecie ciągłego biegu, mieli siłę i energię, aby w pełni cieszyli się życiem i stawiali czoła codzienności.

 

Nazywam się Anna Korczyńska ukończyłam studia drugiego stopnia na Śląskim Uniwersytecie Medycznym z oceną bardzo dobry. Jestem pasjonatką promującą zdrowie z holistycznym podejściem do pacjenta. Uważam, że pełnia zdrowia to nie tylko brak choroby, ale równowaga organizmu na poziomie fizycznym, psychicznym, emocjonalnym. Należy zadbać o każdy aspekt życia oraz działać przyczynowo.
Moja oferta polega na indywidualnym, odpowiednio dobranym dla każdego planie żywieniowym, uwzględniającym strategię mającą na celu przede wszystkim zwiększenie świadomości pacjenta, poprawę jego nawyków żywieniowych, wyeliminowanie lub zmniejszenie jego dolegliwości oraz polepszenie ogólnego stanu zdrowia.
Głównym celem który wyróżnia moją usługę od istniejącej na rynku konkurencji jest przede wszystkim edukacja pacjenta w zakresie zasad prawidłowego odżywiania. Zależy mi na tym aby pacjent po otrzymaniu materiałów nauczył się sam komponować dobrze zbilansowany posiłek pod moją opieką.
Nie jest moim celem tworzenie w nieskończoność jadłospisów, ponieważ to nie sprzyja wprowadzeniu przez pacjenta na stałe nowego stylu życia, który jest gwarancją sukcesu po zakończeniu współpracy.

W skład świadczonej przeze mnie usługi wchodzą:

1. Wywiad zdrowotny oraz żywieniowy tj. 1h konsultacja on-line w dowolnie wybranej formie (on-line np. na komunikatorze Messenger/Whatsapp; poprzez rozmowę telefoniczną) aby przeanalizować uzupełniony kwestionariusz żywieniowy, badania i ustalić strategię dietoterapii.
2. Dwie diety 7-dniowe do dowolnego wykorzystania przez miesiąc
KOSZT CAŁKOWITY USŁUGI to: 400 zł
Każda kolejna dieta w razie potrzeby to 100 zł (7dni)
Przyjmuję również stacjonarnie w Krakowie
Prowadzę także indywidualne konsultacje dla osób którym zależy na poprawie stanu zdrowia oraz samopoczucia na których udzielam wskazówek żywieniowych oraz dobieram suplementację w celu doprowadzenia organizmu do równowagi
KOSZT 200 zł

Jeżeli potrzebujesz:

Check mark, Wingdings font, character code 254 decimal. nauczyć się prawidłowo odżywiać
Check mark, Wingdings font, character code 254 decimal. popracować nad nawykami żywieniowym
Check mark, Wingdings font, character code 254 decimal. schudnąć lub przytyć
Check mark, Wingdings font, character code 254 decimal. otrzymać wsparcie żywieniowe w cukrzycy, insulinooporności, PCOS, niepłodności, zaburzeniach hormonalnych, niedoczynności tarczycy, hiperprolaktynemii, zespole jelita drażliwego, chorobach zapalnych jelit, boreliozie, kandydozie, chorobach autoimmunologicznych, alergii czy nietolerancji histaminy.